Co robią ludzie na moście u Wisławy Szymborskiej?
Wisława Szymborska przyzwyczaiła nas do tego, że jej wiersze są pełne życiowych prawd. To taka skarbnica wiedzy o nas samych. Nie da się nie zgodzić z tym, o czym pisze poetka. Właściwie można odnieść wrażenie, że nie pisze niczego odkrywczego, niczego wstrząsającego. Jedyne co nas zaskakuje to to, że wszystkie słowa napisane na kartach jej tomików wierszy można odnieść do siebie. I czuje się wtedy pewną konsternację spowodowaną faktem, że tak naprawdę to wszyscy jesteśmy tacy sami: my, którzy czytamy, Ona, która pisze, ci ludzie na moście, a nawet sam Hitler miał coś z nami wspólnego. To skierowanie się Szymborskiej w stronę drugiego człowieka jest tak bezpośrednie, że aż zatrważające i niepokojące. Czy naprawdę mój wróg jest taki sam jak ja? Szymborska dostrzega te podobieństwa, w jej całej poezji jest to gdzieś wcielone, wizja świata, w którym ludzie są ze sobą pogodzeni.
Zawsze sobie wyobrażałam, że Szymborska jest taką dobrą ciocią, która wszystko wie i wszystko widzi i tylko uśmiecha się trochę ironicznie, trochę z dystansem, bo widzi jak ludzie spierają się o to, że wcale nie jest tak, jak ona pisze. Przez długi czas w ogóle mnie nie interesowała. Uważałam jej poezję za nudną, przewidywalną i mało odkrywczą. Ale gdy sięgnęłam raz, a potem drugi raz po jej tomik, w ramach zaliczenia zajęć na studiach, przekonałam się, że poezja nie musi być odkrywcza. Tzn. dobrze, jeśli dzięki niej odkrywamy siebie, ale poezja to nie encyklopedia, tematy mogą się powtarzać. Wiecie, to jest tak, że poezja tym różni się od prozy, że do jej napisania nie jest potrzebna wiedza z danej dziedziny. To nie tak jak przy pisaniu powieści, że warto zgłębiać wiele tematów, by wiedzieć, o czym się pisze. Poezja to tak naprawdę droga do poznania siebie. I ta droga do poznania wszędzie wygląda inaczej. U Szymborskiej wiedzie ona przez kulturę, przez drugiego człowieka.
To, czego brakuje u Szymborskiej, to patos. Lecz bynajmniej nie jest to żaden minus. Polska noblistka nigdy go nie lubiła, dlatego o rzeczach wzniosłych pisała jak przedszkolak. I tego doszukać się można też w tomie "Ludzie na moście". To piąty tom z autorskiej serii Szymborskiej. Powstał w latach realnego socjalizmu - polityka zawsze pobrzmiewa gdzieś w wierszach poetki. Towarzyszy jej niepokój, że nawet sny mogą ją zdradzić. Przywołuje postać Hitlera, ale w niecodzienny sposób - rozczula się nad pierwszą fotografią tej postaci. Wiersz ten jest zaskoczeniem dla czytelnika. Jego przewrotność wskazuje na duży dystans artystki do historii. Myślę, że ten dystans jest kluczowy dla jej twórczości. Trzeba w końcu wspomnieć, że w latach tuż po wojnie czynnie tworzyła poezję socrealizmu.
"Ludzie na moście" to tom, w którym Szymborska przekonuje nas, że wszystko, co nas otacza, to kalejdoskop dziwacznych zjawisk. Pisze o tym z charakterystyczną sobie ironią, pół żartem, pół serio. Optymistycznie - mimo wszystko - patrzy na świat i próbuje go pokazać czytelnikom tak, jak ona go widzi. Zatrzymuje go tak, jak to robi w tytułowym wierszu "Ludzie na moście", w którym wykorzystuje do tego drzeworyt Hiroshige Utagawy. Przekształca, deformuje tak, jak w wierszu o Hitlerze. Szymborska po prostu czerpie z rzeczywistości każdy element i ustawia go w swoich wierszach po to, aby opisać go przekornie, złośliwie i z dystansem.
Najnowsze wydanie Znaku to estetyczna, minimalistyczna okładka w kolorze zieleni. Jest jednocześnie i nowoczesna, i klasyczna. Zawiera ilustrację morza, nawiązując do drzeworytów japońskich. To, co najbardziej podoba mi się w tym wydaniu, to to, że zawartość została wydrukowana w kolorze okładki - cały tekst zawarty w książce jest zielonkawy. I to wygląda naprawdę pięknie. Poza tym w tomie zostały umieszczone skany rękopisów i maszynopisów Wisławy Szymborskiej, a także wykorzystano czcionkę "Szymborska" autorstwa Radosława Łukaszewicza (www.typeszymborska.pl). Całe wydanie to dla mnie uczta dla oka. Uwielbiam zaglądać do tej książki, bo jest piękna i wartościowa.
Źródło zdjęcia głównego: unsplash.com
To, czego brakuje u Szymborskiej, to patos. Lecz bynajmniej nie jest to żaden minus. Polska noblistka nigdy go nie lubiła, dlatego o rzeczach wzniosłych pisała jak przedszkolak. I tego doszukać się można też w tomie "Ludzie na moście". To piąty tom z autorskiej serii Szymborskiej. Powstał w latach realnego socjalizmu - polityka zawsze pobrzmiewa gdzieś w wierszach poetki. Towarzyszy jej niepokój, że nawet sny mogą ją zdradzić. Przywołuje postać Hitlera, ale w niecodzienny sposób - rozczula się nad pierwszą fotografią tej postaci. Wiersz ten jest zaskoczeniem dla czytelnika. Jego przewrotność wskazuje na duży dystans artystki do historii. Myślę, że ten dystans jest kluczowy dla jej twórczości. Trzeba w końcu wspomnieć, że w latach tuż po wojnie czynnie tworzyła poezję socrealizmu.
"Ludzie na moście" to tom, w którym Szymborska przekonuje nas, że wszystko, co nas otacza, to kalejdoskop dziwacznych zjawisk. Pisze o tym z charakterystyczną sobie ironią, pół żartem, pół serio. Optymistycznie - mimo wszystko - patrzy na świat i próbuje go pokazać czytelnikom tak, jak ona go widzi. Zatrzymuje go tak, jak to robi w tytułowym wierszu "Ludzie na moście", w którym wykorzystuje do tego drzeworyt Hiroshige Utagawy. Przekształca, deformuje tak, jak w wierszu o Hitlerze. Szymborska po prostu czerpie z rzeczywistości każdy element i ustawia go w swoich wierszach po to, aby opisać go przekornie, złośliwie i z dystansem.
Źródło zdjęcia głównego: unsplash.com
Komentarze
Prześlij komentarz