Dziwacy w literaturze: Anthony Burgess "Mechaniczna pomarańcza"


Dziwak. Odmieniec. Cudak. Ekscentryk. Oryginał. Indywiduum. Może nawet wariat, psychol. Ale generalnie osoba i n n a niż wszyscy. Można by długo wymieniać, kim właściwie jest dziwak i do tego jeszcze dziwak w literaturze, bo dla każdego będzie to kto inny o innym zestawie cech. Ale ustalmy jedno: dziwak to ktoś o odmiennym zachowaniu, spojrzeniu na świat, nieprzystający do reszty. Ktoś, kto skutecznie odbiega od ustalonych standardów, kryteriów. Cykl będzie obejmował postaci subiektywnie wybierane przeze mnie - będziecie mogli się ze mną zgadzać lub nie i liczę na dyskusję ;)


Kto idzie na pierwszy ogień? Anthony Burgess i jego powieść "Mechaniczna pomarańcza". Dlaczego? Bo to naprawdę mocno pokręcona książka. Nic w niej nie jest normalne. Począwszy od bohaterów - młodych dorastających chłopaków, którym buzują hormony, przez fabułę, kończąc na języku, jakim została napisana. Właściwie trudno nazywać to literaturą (ale jednak chyba nią jest), bo to bardziej zapis mowy potocznej, przesyconej wulgaryzmami. Sprawę komplikuje teżspecyficzny slang, który stworzył sam autor! Przez to książka jawi się nam bardziej jako lingwistyczny eksperyment niż powieść z fabułą. Zresztą sami spójrzcie:
- To co teraz, ha?
Byłem ja, to znaczy Alex, i trzech moich kumpli (...), i siedzieliśmy w Barze Krowa zastanawiając się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym, a wieczór był chujnia mrok ziąb zima sukin kot choć suchy. W Barze Krowa dawali mleko z czymś, to była taka melina (...). Na spirtne nie mieli pozwolenia, ale jeszcze nie wyszedł ukaz, że nielzia robić tych nowych sztuczek, co je dobawiali do regularnego mleczka, więc mogłeś sobie w nim kazać na przykład welocet albo albo syntemesek, albo drenkrom (...), że miałeś od niego rozkoszne, ujutne piętnaście minut sam na sam podziwiając Pana Boga i Wsiech Jego Aniołów i Świętych w lewym bucie i do tego błyski wybuchy na cały mózg, no po prostu horror szoł! *

To cytat z samego początku książki. Wystarczy tych kilka pierwszych linijek tekstu, by szybko zorientować się, że nie mamy do czynienia ze zwykłą powieścią. Że to nie będzie nic nam znanego, normalnego i powszechnego. Że oto trzymamy w ręku książkę pełną niezrozumiałych słów, napisaną niepojętym przez nas językiem, slangiem, a właściwie to bełkotem. Wielkiej rzeczy dokonał tłumacz, Robert Stiller, przekładając oryginał na polski. Burgess używał dziwnych neologizmów opartych na rusycyzmach, więc spolszczenie angielskich rusycyzmów tak, by nadal oddawały kolokwialność i pozostały rusycyzmami, to coś nierzeczywistego. Sama nie wiem, co jest większym przejawem językowej wirtuozerii: popis Burgessa, tworzącego osobny język, czy popis Stillera, który ośmielił się przełożyć to na język polski. Jedno jest pewne - obaj podjęli się szaleńczego zadania! 



Czas odpowiedzieć na pytanie: jaka jest fabuła? Równie szalona, potoczna i wulgarna, co język użyty do jej opisania. Bohaterem powieści jest nastoletni Alex (btw. miłośnik muzyki Bethovena), który wieczorami spotyka się ze swoją bandą, by użyć swej siły i violence, tzn. by się wyżyć na słabszych. Przesiadują w Korova Milky Bar i zastanawiają się, co ze sobą zrobić. Jak to chłopcy w okresie dojrzewania fascynują się swoją i kobiecą fizycznością. Wreszcie pewne wypadki sprawiają, że koledzy zdradzają Alexa i ten trafia do więzienia, gdzie zostaje poddany eksperymentowi resocjalizującemu, który ma obrzydzić mu przemoc - dosłownie. Czy badaczom udaje się "wyleczyć" Alexa? Stanley Kubrick w swoim filmie na podstawie książki Burgessa pokazuje, że tak, Alexowi zbrzydła przemoc. Ale jaki jest finał książki? Odpowiedź znajdziecie sami, zaglądając do książki ;) 



Jeśli odważycie się sięgnąć po nią, to znajdziecie w niej o wiele więcej ciekawszych momentów, niż to przedstawił Kubrick w filmie, który stworzył dość surrealistyczny obraz, ocierający o psychodelię, chorobę psychiczną, paranoję. Książka natomiast jest bardziej, hm, wulgarna przez swój język, przez slang. Mam wrażenie, że temat przemocy, resocjalizacji i generalnie środowisko takich dojrzewających chłopców było pretekstem do stworzenia lingwistycznego zabiegu. Język, który stworzył Burgess, miał jak najlepiej oddać to, co siedzi w głowach tych młodych ludzi. Bo wydaje mi się, że właśnie za pomocą osobliwej mowy pełnej wulgaryzmów, prymitywności języka, a nawet półanalfabetyzmu***, autor chciał przekazać psychologię przemocy, poruszyć waż temat, jakim są problemy dorastającej młodzieży i skuteczności resocjalizacji. Tym samym stworzył dzieło będące jednocześnie eksperymentem lingwistycznym. 



Cóż, moja propozycja lektury wiąże się z podjęciem pewnego wyzwania czytelniczego. Bo to nie jest pozycja dla każdego. Trzeba tutaj dość sporej cierpliwości, otwartości i wyrozumiałości. Nie czyta się bowiem tego łatwo. Przyznam się, że kupiłam ją 4 lata temu i do tej pory nie przebrnęłam przez nią w całości. Pewne fragmenty były nie do zrozumienia, nawet po przestudiowaniu dokładnie słowniczka, który zamieścił tłumacz. To książka naprawdę dziwaczna. Nie potrafię ocenić, co jest w niej dziwaczniejsze: bohaterowie, język czy sam autor. 



A tu taki kontekst muzyczny na zakończenie ;) 

_________________________


* Anthony Burgess, Mechaniczna pomarańcza, tłum. Robert Stiller, wersja R, Kraków 2013, s. 7. 
** Pisze o tym dokładniej sam tłumacz w posłowiu - dość wyczerpującym i wyjaśniającym wiele spraw związanych z przekładem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O łagodzeniu fenomenu obojętności świata, czyli "Spis cudzołożnic" J. Pilcha

"Wilk stepowy" Hermann Hesse - tylko dla obłąkanych